Czy role nas definiują? Trochę tak – ale przede wszystkim jesteśmy przecież ludźmi i to od nas zależy, jak żyjemy. Każdego dnia podejmujemy decyzje, które definiują nie tylko nas, ale także świat wokół nas. I właśnie w tych decyzjach kryje się ogromny potencjał – potencjał zmiany, pomocy, nadziei.
Dziś pokażę Ci kawałek swojego świata, taki poza projektami, pracą, domem, który nadaje sens. Pokazuję to także dlatego, że wspólnie z innymi ambasadorami, właśnie dzięki Tobie, zasięgom, współpracą z naszymi klientami, którzy zechcieli się włączyć możemy pomagać w różny sposób tym dzieciom.
Ale po kolei…
W listopadzie miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu ambasadorów #BądźBlisko #DajMiSkrzydła. Pomoc SOW w Poznaniu przerodziła się w projekt, który żyje i spełnia marzenia. Wiem, że brzmi to patetycznie, ale fajnie jest robić coś lepszego, coś więcej – kiedy te działania mają po prostu sens.
#BądźBlisko powstało właśnie z potrzeby takiego serca. Anna Świtalska będąca dyrektorem SOW w Poznaniu – potrzebowała łóżka dla jednego z dzieci. Media społecznościowe skracają dziś drogę w wielu sytuacjach – tak też było i tym razem – bo prośbę tę zobaczyła dr Agnieszka Kozak , która kiedyś była jej wykładowczynią. Każda podróż zaczyna się od jednego kroku – całą tę historię niejednokrotnie usłyszysz od Agnieszki. W każdym razie okazało się, że potrzeb w Ośrodku jest naprawdę ogrom – i to takich podstawowych – pościel, mleko, rachunki, a co dopiero rozwijanie talentów (a są to dzieci z niepełnosprawnościami).
Tak wiem- osób potrzebujących pomocy jest ogromnie dużo, ale zmieniając życie choć jednej osoby zmieniasz cały świat (bo trzeba też mierzyć siły na zasoby i do mnie także zgłasza się ogrom osób w trudnych sytuacjach – jednak trzeba wybierać).
Akcja pomocowa trwa nieprzerwanie od lutego, bo przecież rachunki i potrzeby są tam stałe, a dzieci z niepełnosprawnościami mają specjalne potrzeby, o czym nie trzeba przekonywać. Pieniędzy nie wystarcza na utrzymanie tego domu, bo życie to jedzenie, ubranie, szkoła, zajęcia usprawniające – do niedawna nie można było marzyć o niczym więcej. Do akcji przyłączył się Marcin Banaszkiewicz , ale te historie są tak poruszające, że przyciągnęło to masę wspaniałych osób.
Kto mnie zna, ten wie, że z zasady mam problem z autorytetami. Współpracuję głównie z właścicielami firm, managerami, handlowcami i działami HR i wiem, że każdy ma swoje problemy – ja również. Przyznaję jednak, że imponują mi ludzie z pasją, tą iskrą w oku i chęcią zrobienia czegoś więcej. Taką osoba jest właśnie Ania – dyrektor SOW w Poznaniu.
Kobieta, która ujęła mnie swoją serdecznością, prostotą i zaimponowała tym, jak radzi sobie z wychowaniem 70 dzieci (poza bieżączką, wyzwaniami wychowawczymi, a tych nie brakuje, to ponad 1 urodziny tygodniowo!), dodatkowo odpowiada za cały ten piękny dom, kadrę, kontakt z rodzicami (co wierz mi, nie jest łatwe). Sama mam 2 dzieci i naprawdę podziwiam, bo każde z „jej” dzieci przeszło drogę, którą nam dorosłym w głowach się nie mieszczą. Tym bardziej, że Ania nie opowiada o cukierkowych wieczorach planszówkowych i lepieniu pierniczków – ale o prawdziwych wyzwaniach z dysfunkcjami dzieci i terapiach szkolnych (które są nieskuteczne, bo to jej dzieci są z nich wypisywane, bo sprawiają problemy), o piętrzących się rachunkach, o bezsilności patrzenia na braki akceptacji i poczucie wstydu tych dzieci w kontakcie z innymi, oraz o strachu, że w przypadku braku płynności finansowej – zamkną ten dom.
Opowiem Ci teraz kilka historii tych dzieci, abyś mógła/a poczuć przez chwilę to co ja (imiona dzieci są zmienione, ale historie prawdziwe):
-Pisałam już o kilkuletnim chłopcu, który przejmował w domu rolę opiekuna. Sam poszedł do szkolnego psychologa i poprosił o pomoc i umieszczenie go w Ośrodku. Po zakwaterowaniu zadzwonił do mamy pokazując jej, że tak powinno być: dzieci dostają śniadanie i obiad, bo to nie oni odpowiadają za to co jest do jedzenia i o opiekę nad młodszym rodzeństwem.
-Mówiłam, też o Dominice, która trafiła do ośrodka, ponieważ rodzice adopcyjni nie mogli poradzić sobie z jej „niegrzecznością”. W środku nocy przywieźli dziecko i w trybie natychmiastowym prosili Sąd o oddanie dziewczynki. Wyobrażasz sobie, co mogło czuć to dziecko?
-Dziś Mirek Urban opisywał historię dziewczyn z SOW:
„Maja i Monika w takim świecie alternatywnym żyły do 4 i 5 r. życia (!!!). Gdzie? W piwnicy bloku, razem z psami ich ojca. Żywiły się pożywną karmą dla psów. Próbował_ś kiedyś jak smakuje? Do Specjalnego Ośrodka Wychowawczego (SOW) przy ul. Mariackiej w Poznaniu przywiozła je policja. Miały długie, poszarpane włosy, postury neandertalczyka, trudności z chodzeniem, wiele alergii, chore płuca, atopowe zapalenie skóry, duże wady słuchu, potrzeby fizjologiczne załatwiały bez zbędnych ceregieli, czy to chodząc, czy siedząc. Bardzo słabo mówiły, komunikowały się za pomocą półsłówek i gestów. Wygląda na beznadziejną sytuację, zgodzisz się? To przeczytaj jak jest teraz! Dziewczynki mają 16 i 17 lat. Sprawnie mówią i komunikują się z innymi. Jedna z nich świetnie tańczy (pomimo wady słuchu), druga jeździ na obozy sportowe i wyciska siódme poty na rowerze i w kajaku i na rolkach. Jedna z nich gra na ukulele i Ksylofonie, druga na organach i na cymbałach. Dziewczyny dzisiaj cieszą się absolutnie życiem i są szczęśliwe gdy są w ośrodku, tylko… nic nie zabierają z ośrodka do domu, żeby tata im nie sprzedał… Jak przychodzą święta czy urodziny – one nie proszą o nowy telefon, nową zabawkę. One proszą o dobre buty zimowe czy ciepłą kurtkę, bo wiedzą, że tata im nie kupi.”
–Gabrysia, ośmioletnia dziewczynka z ogromnym marzeniem urodzinowym – wyjechać nad jezioro i spać pod namiotem. Wydawało się to takie proste, ale dla niej to był cud, bo nie ma jej kto zabrać. Jej radość, gdy pierwszy raz brodziła w jeziorze, chęć bliskości i szczęście, które przyniosła wszystkim po powrocie, były bezcenne. „Czuję, że jestem taka szczęśliwa, że mam tak wszystkiego pełno” – powiedziała, chwytając za serce każdego, kto usłyszał tę historię.
Na drugi dzień wróciliśmy do ośrodka. Gabrysia przywiozła każdemu z ośrodka prezenty. Kamyczki z jeziora dla Romy i Matyldy, dla jednego kolegi magnez na lodówkę, dla innego piasek z jeziora, komuś innemu wodę z jeziora do słoika, pani Ewie kwiatki, dla Jarka bańki mydlane dla siostry Grażyny patyczki do ikeban, siostrze Ewie ciastko (pół zjadła, a pół zostawiła-cóż, któż z nas nie był dzieckiem, ale liczą się przecież chęci i pamięć).
–Szesnastoletnia Agnieszka (w normie intelektualnej), która marzyła o obozie konnym. Jej obawy były ogromne – strach przed oceną, przed samotnością, przed byciem „inną”(bo choć te dzieci chodzą do zwyczajnych szkół, pochodzą z niezwyczajnych rodzin, a więc trudno znaleźć im przyjaciół, nie są akceptowane przez swoje środowisko, nie stać ich na wycieczki i dodatkowe zajęcia, a więc „odstają”). Ale 20 dni na obozie zmieniły ją nie do poznania – okazało się, że nie tylko spełniła swoje marzenia, ale też po prostu była akceptowana, taka jaka jest (być może niestety tylko dlatego, że nikt nie zna jej historii, a przecież to pełnowartościowa, wspaniała dziewczyna i na pewno nie powinno jej definiować środowisko, z którego pochodzi). Po powrocie nie mogła przestać mówić o swoich przeżyciach i umiejętnościach. Z dziewczyny nieśmiałej, skrytej, stała się pewna siebie, radosna, pełna życia, bo czasem, tak niewiele trzeba.
-Jak często próbujesz nowości? A ile razy nie spróbowałeś, ze strachu, że każdy będzie od Ciebie lepszy?
Taką postawę reprezentował Adam – chcę i boję się. Dziewięciolatek, który bał się wszystkiego, co nieznane (a szczerze mówiąc, kto z nas chce być najgorszy? I nie boi się nowości?). Gdy zaproponowano mu wyjazd w góry, początkowo protestował – „strach go obleciał”. Ale wsparcie wolontariusza, który zaproponował pomoc, plus rzucił wyzwanie, że będą pierwsi pozwoliło mu pokonać własne ograniczenia. Udało się!
„Byłem pierwszy na górze!” – powiedział z dumą. Ten moment zmienił go na zawsze.
Pomoc to nie tylko dar – to akt zmiany, który często wykracza daleko poza naszą wyobraźnię. Pomagając jednej osobie, możemy zmienić cały świat – bo świat tej jednej osoby nagle nabiera nowych barw. Nie musisz gwarantować stałych wpłat:
-każda reakcja pod postem ze zbiórką – poszerza zasięg
-każde udostępnienie przybliża nas do pełnej kwoty
-każda złotówka – daje nadzieję takim dzieciom jak Gabrysia, Adam, Maja, czy Kornelia. Tu tak jak w przypadku poprzednich zbiórek – możesz wpłacić dowolną kwotę(może dziś kupisz wirtualnego Mikołaja z czekolady, albo fajne Lego, dla któregoś z dzieci)?
Co zrobiliśmy RAZEM i DZIĘKI WAM:
- Prezenty na święta Bożego Narodzenia;
- Wyjazdy na ferie — pierwszy raz od dawna dzieci nie musiały się wstydzić, gdy w szkole padło pytanie „jak spędziłeś czas wolny”;
- Na diagnostykę i roczną terapię dla Kornelii — dziewczynki, która trafiła do ośrodka, bo rodzice adopcyjni nie poradzili sobie z tym że „była niegrzeczna”;
- Na wymianę pościeli i nowe ręczniki dla 60 podopiecznych ośrodka.
- Na święta dla dzieci, prezenty, nowe ubrania na najbliższy czas i drobne wyjazdy podczas okresu, gdy rodzi się nadzieja. Dzięki Wam zebraliśmy ponad 90 000 zł! Dziękuję
- Zebraliśmy również pieniądze na prezenty dla dzieciaków z okazji dnia dziecka.
- Dzięki Wam 65 dzieci miało piękne wakacje – wyjechali na obozy sportowe, byli na obozach rehabilitacyjnych, spędzili czas nad morzem – wielu z nich była tam pierwszy raz ! Dzięki Wam zebraliśmy 120 000 zł!
- Przygotowaliśmy 65 wyprawek – naprawdę pięknych – dzieci pierwszy raz bez wstydu o to, że wszystko co mają jest gorsze wróciły dzięki WAM do szkoły
Więcej możesz przeczytać na stornie Agnieszki Kozak, w zakładce „skrzydła”
Historie, które inspirują
Każda z tych historii to dowód na to, że pomoc ma sens. To nie tylko gest, ale realna zmiana w życiu dzieci, które wcześniej znały tylko brak, samotność i ograniczenia.
Dlaczego to ważne?
Każda z tych historii pokazuje, że pomoc to nie tylko pieniądze czy gest. To czas, uwaga i wiara w drugiego człowieka. To możliwość, by ktoś, kto wcześniej czuł się niewidzialny, poczuł się ważny.
Pomaganie nas definiuje. Nie przez role, które pełnimy – ale przez to, kim jesteśmy. A my możemy być ludźmi, którzy zmieniają świat, jeden uśmiech, jedno marzenie, jeden krok na raz.
Dziękujemy, że jesteście częścią tej zmiany, a ja jestem wdzięczna, że mogę być częścią tego projektu i na bieżąco wiedzieć o postępach, bo dzięki nam wszystkim, one po prostu są.
Dołącz do nas
Jeśli chcesz być częścią tej niezwykłej historii, możesz pomóc na wiele sposobów. Każda złotówka, każda chwila poświęcona na wolontariat, każde dobre słowo ma znaczenie. Razem możemy zmieniać życie dzieci – i świat, w którym żyjemy.
Pomagajmy. Bo warto.
Tu dorzucam link do aktualnej zbiórki:
https://zrzutka.pl/nnph2y?utm_medium=social&utm_source=linkedin&utm_campaign=sharing_button
Tu dzieci z SOW, dziękują Ci za każą wpłatę:
PS. Wiesz, kiedyś moja młodsza córka buntowała się, że nie jest starsza i że nie urodziła się szybciej. Jeśli masz dzieci, wiesz, że ciężko dyskutować z takimi argumentami:) Wtedy wymyśliłam legendę, że na pewno stała na chmurce i sama sobie wybierała rodziców, i w końcu – mogła wybrać najlepszych i najfajniejszą siostrę (wiesz, przy takiej argumentacji nie może narzekać:). W każdym razie, już na poważnie, po wysłuchaniu historii Ani, ostatnio prostowałam, że niestety nie każde dziecko może wybrać sobie rodziców i że to tak nie działa, a los nie zawsze jest sprawiedliwy. Właśnie dlatego my wspólnie możemy mu dopomóc:)